Tylko diektiar w oddali gdzieś gra Po szwadronie ni śladu ni znaku Tylko Dietmar w oddali gdzieś gra Tylko słychać gdzieś bardzo daleko Jęk szrapneli unosi się wzwyż Za urwiskiem tam wije się rzeka A za rzeką mogiła i krzyż Za urwiskiem tam wije się rzeka A za rzeką mogiła i krzyż Pod tym krzyżem, pod drzewem zwalony
Firma • Muzyka • pliki użytkownika TYmek12 przechowywane w serwisie Chomikuj.pl • Firma Jara My (GJ Edition) [www.MP3 find.eu].mp3, Firma Walka Z Systemem Feat. Lukasyno [www.MP3 find.eu].mp3 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do
Chcę dawać moim ludziom ogień, choćby byli setki mil stąd. Od tego życia nikt nie potrafi odejść. Szczęście jest tylko tam, gdzie dom. [Zwrotka 1: Kizo] Chciałem być bezlitosny w paru kwestiach, ale kurwa nie potrafię nic bez serca. Ogień tu bywa, jak morderca, bywa jak spadkobierca.
W wielu sercach płonie ogień, wiele niesie ze sobą jedynie popioły. - Myśl _Darko - Cytaty.info. Następny tekst Szukając siebie _Darko Myśli Arabella
Ogień jest postrzegany jako żywioł, który wypędza i niszczy wszelkie zło, oczyszcza i myje duszę oraz wszystko, co człowiek posiada w swojej mocy, np. dom. Z drugiej strony, zgodnie z różnymi fragmentami biblijnymi, w których rozwinięte jest pojęcie ognia, można wywnioskować, że ogień Boży oczyszcza, podtrzymuje i chroni
Tekst piosenki . Narodziłem się z popiołów, rodzimego domu zgliszcz Powstałem na nowo, otarłem z twarzy tragedii łzy Zaprzysiężony zemście do ostatnich swoich chwil Dla pognębionej Polski nie będę szczędził sił Ogień nienawiści wciąż we mnie płonie Już na karabinie zaciskają się me dłonie
Sprawdź o czym jest tekst piosenki Ja ogień, ty woda nagranej przez Wilki (PL). Na Groove.pl znajdziesz najdokładniejsze tekstowo tłumaczenia piosenek w polskim Internecie. Wyróżniamy się unikalnymi interpretacjami tekstów, które pozwolą Ci na dokładne zrozumienie przekazu Twoich ulubionych piosenek.
YkaRx. "Tancerz" Andrzej Waligórski...a gdy na eleganckim baluSwoje talenty rozpościeraLew salonowy, jak z żurnaluWyrżnięty, albo jak z kuriera,Gdy cały w skrętach i lansadachPełen finezji i urokuZ partnerką swą na parkiet wpadaWzrok mając wbity w głąb jej wzroku,I prawie niesie ją, skubaniec,Arcymistrzowską błyszcząc rangą,Tańcząc bezbłędnie każdy taniec(a ja wyłącznie nudne tango),Gdy tak - powiadam - na nią władczoSpogląda, jak na befsztyk smakosz,I wszyscy nań z podziwem patrzą,I każda chciała by z nim takoż,A on wie o tym, i z zachwytemÓw splendor pełną gębą chłepcze,I do partnerki uszka przy temUwodzicielskie słówka szepczeA jego rachityczne nogiPotrafią tańczyć jednocześnieAż drzazgi sypią się z podłogi(o czym ja nawet marzyć nie śmiem).U góry - dyrdymały sadzi,U dołu - wolty i wirażeI nigdy o nic nie zawadziJakby piekielnym był kuglarzem,I kiedy nagle się poślizgnie,Przez chwilę równowagę łapie,A potem w parkiet jak nie gwiźnieAż mu coś głośno chrząstnie w japie,I z nosa mu się puści jucha,I z lwa się nagle w glizdę zmienia,I gdy na sali cisza głuchaZapada, pełna obrzydzenia,To chociaż jestem ateuszem,Swój światopogląd nagle tracęI wierzę że hen, nad ratuszem,Tkwi w chmurkach zacny, siwy facet...."Takie tango" Ewa Chwedkowska, artkuł z portalu G-punktDźwięki nieśmiertelnej „La Cumparsita" i sztywno wyprostowani ludzie nerwowo wymachujący głowami to w jedna to w drugą stronę- może i w Tobie takie skojarzenia budzi słowo „tango"? W takim razie to, co widzisz oczyma wyobraźni to tango klasyczne, zestandaryzowane. Jeśli tylko wpadniesz kiedyś w poniedziałek do Kamfory zobaczysz jak wygląda tango argentyńskie, oparte na improwizacji, zmysłowe, taniec i poznasz ludzi, dla których jest pasją, a jest to środowisko nietypowe wymykające się wszelkim schematom. Obecnie mamy zwyczaj bawić się każdy w swojej grupie wiekowej, studenci ze studentami, zaś pięćdziesięciolatkowie w gronie własnym, a uczestnicy milong tworzą grupę niezwykle zróżnicowaną: tango łączy pokolenia. Wyjątkowe jest być może i to, że ludzie, którzy spotykają się na milongach, to nie anonimowa grupa z dyskoteki, większość zna się dobrze- z wieczorów tanecznych, warsztatów, ta pasja, co właściwie w tym tańcu jest tak pociągającego?Chodzić w objęciu, nic więcejZanim tango wkroczyło na salony i przybrało klasyczną formę skostniałego tańca klasycznego z charakterystycznym wymachiwaniem głową, królowało w argentyńskim półświatku. Historia tanga zaczęła się w ostatnich dekadach XIX wieku na przedmieściach Buenos Aires, w domach publicznych, wśród robotników- emigrantów z Europy. Stąd też charakter tanga, erotyka i smutek i wciąż powracające w tekstach tang tematy: miasto, miłość, zdrada, przygnębienie. Tango (uwaga panowie) to także konwencja, w ramach której mężczyzna ma prawo płakać i przyznawać się do swoich to takiego tango? „To smutek, który się tańczy" napisał Enrique Santos Discépolo (pisarz argentyński),"Potwór o dwóch głowach, bestia o czterech nogach, powolna lub żywiołowa, która żyje przez jedną piosenką i umiera, zamordowana przez ostatnie uderzenie rytmu.", opisała tango niezwykle plastycznie, choć może patetycznie Alicia Dujovne Ortiz (argentyńska pisarka) doskonale oddając niezwykłą jedność partnerów„Tango to chodzić w objęciu", taką definicję podała mi Sofia Spina, nauczycielka tańca. Brzmi prosto? Wystarczy spojrzeć na parę tańczą w tak zwanym „bliskim trzymaniu" aby zrozumieć, że nie lada sztuką jest w to objęcie wprowadzić jeszcze AiresBy chronić „ten autentyczny i głęboki wyraz argentyńskiego narodu", utworzono w Argentynie Narodową Akademię Tanga. Celem tej Instytucji jest zachowanie i popularyzacja dziedzictwa, na które składają się tysiące nagrań utworów instrumentalnych, piosenek, filmów. Jeśli jest to taniec tak bardzo argentyński, tak bardzo typowy jedynie dla mieszkańców zza oceanu, to może próby tańczenia go przez europejczyków są czymś sztucznym, nieudolnym naśladownictwem? Założenia Akademii brzmią poważnie, ale czy tango to już nie przeżytek, czy w Buenos Aires wciąż tańczy się tango?Na niektóre z nurtujących mnie pytań udało mi się znaleźć odpowiedź dzięki spotkaniu z Sofíą Spina i Oscarem Vasile, nauczycielami tańca, którzy na początku listopada poprowadzili we Wrocławiu warsztaty. Oboje koło sześćdziesiątki, lecz gdy tylko wchodzili na parkiet przeistaczali się w parę dwudziestolatków. Autentyczna radość z tego, co robią, błyszczące oczy. A że siwe włosy? Nieistotne. Być może taniec to recepta na wieczną młodość?No dobrze, to jak z tym tangiem? Czy europejczycy mogą tańczyć? W końcu sam Borges twierdzi, że jest to coś właściwego jedynie jego rodakom. Ta wątpliwość od razu spotkała się z gorącym sprzeciwem ze strony Sofii. „O nie! Oczywiście, w tangu jest smutek i jest duma i zadziorność, tak typowe dla Argentyńczyków. To nie znaczy, że tango europejskie jest nieprawdziwe. Szczególnie zaskoczyła nas niesamowita atmosfera na wrocławskiej milondze w czasie warsztatów, zupełnie jak w Buenos Aires", wyjaśniła z milongą w Sali tańca wrocławskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Wrocław" przy ulicy Kościuszki było tak. Wieczór, więc kursanci wystrojeni wieczorowo, dominujące kolory to czerń i czerwień, w Sali z lustrami odbija się światło porozstawianych naokoło świec, w pomieszczeniu obok można zjeść kawałek ciasta, napić się sangrii, porozmawiać. „I to jest prawdziwa milonga, tak jak w Buenos Aires.", mówiła Buenos Aires panuje jednak inna etykieta. W Polsce mężczyzna chcąc poprosić kobietę do tańca podchodzi do niej. Na parkietach ojczyzny tanga obowiązuje tak zwane „cabeceo". Argentyńczyk najpierw stara się nawiązać kontakt wzrokowy z wybranką, a potem ruchem głowy wskazuje na parkiet, oboje spotykają się już pośrodku sali. W ten sposób nawet, jeśli partnerka odmówi, porażka będzie dyskretna. Może dlatego właśnie Argentyńczycy chętniej tańczą?Prowadzić (się) dobrzeDlaczego on ma prowadzić?! Dość niedawno, a był to Sylwester, usłyszałam właśnie takie pytanie koleżanki skrajnej feministki, zdegustowanej wszelkim tańcem towarzyskim. Dalej argumentowała, że relacje taneczne przenoszą się poza parkiet, tam też dominuje i narzuca swą wolę mężczyzna, od kobiety oczekuje się posłuszeństwa. Słuszne? Doskonały potencjalnie temat na burzliwą dyskusję, temat zdecydowanie zasługujący na artykuł oddzielny. Słuszne to czy niesłuszne, mówi się, że tango odzwierciedla istotę relacji damsko- męskich. On prowadzi, oferuje partnerce swoje pewne ramię, ale też jego zadaniem jest dbanie o to by nie spowodować kolizji z inną parą. Ona- oczywiście uważnie słucha (całym ciałem słucha, nie uchem, a raczej okiem) partnera, i podąża zanim, jej kroki są nieco opóźnione w stosunku do kroków partnera tak, by nigdy nie było „falstartu". On prowadzi, ale to ona ma większe pole do popisu, to dzięki jej ozdobnikom taniec jest co jeszcze? Trzeba przyznać, że my, tancerki XXI wieku prowadzimy się marnie. Jak wynika z tak licznych utyskiwań moich koleżanek, jak i z mych własnych trudnych początków, nie bardzo wiemy jak dać się prowadzić. No, ale tez jak może być inaczej, skoro szlachetny zwyczaj tańca towarzyskiego podupadł i w parze tańczy się jedynie na weselu? Nic straconego, zyskawszy świadomość dotkliwego braku, jakim jest umiejętność tańca towarzyskiego zapisujemy się na kurs i ...Tańczyć, czy stawiać kroki?Tango to coś więcej niż odtworzenie figur tanecznych, „Istotna jest dla mnie techniczna biegłość w wykonywaniu poszczególnych figur, elegancja ruchów, prosta sylwetka; walczę ze swoim nieposłusznym ciałem, żeby opanować spięcie brzucha, zbytnie naprężenie prawej ręki czy „ledwo-trzymającą" rękę lewą (itp., itd.), ale jestem coraz bardziej pewna, że sam taniec nie wyraża się tylko poprzez techniczną poprawność/doskonałość, czy też w tej poprawności/doskonałości. To jest tak, jak ze sztuką, która nie osiąga swoich najwyższych lotów tylko poprzez warsztatową biegłość artysty... Tango jest dla mnie spotkaniem z partnerem w specyficznej przestrzeni, jaką jest jego interpretacja muzyki - tanga (może kiedyś uda mi się wyrazić to jakoś przejrzyściej, bardziej jeszcze właściwie...)." Takimi oto refleksjami podzieliła się ze mną Joanna Jabłońska, jedna z Wrocławskich pasjonatek tańca zza tango, I rozrywka i filozofia. I niezła pożywka dla rozważań psychologicznych. Poradnik dla początkujących tangueros w Warszawie (tekst z forum tangowego)Cześć,Rozglądam się za kursami tanga argentynskiego w Warszawie. Kolezanka ma znajomych ktorzy sie ucza wiec podpytalam i przyslala mi cos takiego na przestroge. Grrr. Odechciewa sie szczerze powiedziawszy. Czy tak jest naprawde?Wskazówki dla początkujących tangeros/as – jak przetrwać w Warszawskim Światku Tangowym i nie zniechęcić się do dalszej nauki:1. Przywyknij do tego, że stan bycia początkującym będzie się przedłużał w nieskończoność. Bycie początkującym/ą jest jak stygmat, będzie się za Tobą ciągnęło jak kula u nogi i prędko się nie odczepi. Warszawscy Wymiatacze tańczą od wielu lat, wiec nie prędko zaakceptują Cię jako jednego ze swoich. Bycie początkującym to jak bycie niewidzialnym. Bądź cierpliwy, że nieprędko wyłonisz się z nicości i poczujesz, że Naucz się zadzierać nosa do góry. Poczuj się jak elita, przecież nie każdy ma takie oryginalne zainteresowania! Poczucie wyższości, nawet jeśli niezgodne z Twoją naturą, na warszawskich Milongach się przyda jak znalazł. Jeśli nie trawisz snobowania, przyzwyczaj się albo zmień hobby na jakieś Naucz się traktować ludzi odpowiednio do ich statusu tangowego. Jak jesteś początkujący rozmawiaj ze wszystkimi i znoś z honorem, że nie wszyscy rozmawiają z Tobą. Jednocześnie, wspinając się po drabinie zaawansowania, ogranicz swoje kontakty do coraz węższej elity tangowej. Jak niechcący pogadasz z jakimś początkującym, albo co gorsza się przedstawisz, zawsze możesz następnym razem udać, że widzisz tą osobę pierwszy raz, alternatywnie prześlizgnąć się po niej/nim obojętnym, niewidzącym spojrzeniem. Z czasem nabierzesz wprawy i naprawdę przestaniesz w ogóle zauważać tych, co tańczą mniej niż 3 Bądź trendy. Nabądź argentyńskie buty, pojedź do Buenos Aires – Twoja wartość wzrośnie Naucz się wyrażać swoją fascynację tangiem słowami. Przypraw swój język wzniosłymi twierdzeniami i frazesami typu: tango to samo życie, tango to narkotyk, dopadł mnie wirus tanga, trafiła mnie strzała la cumparsita i nie mogę dalej żyć, Poćwicz przed lustrem wyraz ekstazy na twarzy. Wytrawny tangero z innym wyrazem nie tańczy, a przecież zamierzasz być wytrawnym tangero. Dobrze też jeśli mężczyzna opanuje srogie spojrzenie omiatające parkiet, wyrażające „z drogi, bo jak nie ….”, od którego początkującym fajtłapom ciarki przechodzą po Masz dość? Nie odnajdujesz się w światku tangowym? Zamiast rezygnować z dalszej nauki odśwież się i odpocznij od Warszawy. Pojedź do innego miasta, gdzie ludzie tańczą tango, bo lubią i nie ma ścisłych podziałów na początkujących i na zaawansowanych. Na milondze się do Ciebie uśmiechną, zagadają, ucieszą, że Cię widzą, przywitają, pożegnają, obtańczą jeśli jesteś dziewczyną, dadzą się obtańczyć jeśli jesteś chłopakiem. Uwierzysz, że tango tańczą całkiem zwykli, sympatyczni ludzie i nabierzesz nowych sił na zderzenie z rzeczywistością w Nie ulegaj pochopnie sugestiom instruktora, że aby nauczyć się tanga, trzeba przychodzić na milongi. Jako początkujący tam zawadzasz. Jeśli już uległeś, to dalsze postępowanie zależy od tego, w jakiej znajdujesz się konfiguracji:Jeśli jesteście parą (przynajmniej w tangu) i skoro zapłaciliście na wejściówkę to idźcie w tany, a co! Najwyżej podepczecie paru Wymiataczy i zbierzecie parę oburzonych spojrzeń, phi. Od tego się nie jesteś samotnym chłopakiem i tak masz lepiej, że nie jesteś dziewczyną, bo tych zawsze jest więcej i muszą czekać aż ktoś je poprosi do tańca. Ty masz przewagę, bo możesz prosić sam. Jednak wystrzegaj się ciekawości i skłonności do autotestów w stylu: „poproszę Wymiataczkę i zobaczę jak to jest zatańczyć z dobrą tancerką”. Odmówi Ci na 99%.Jeśli jesteś samotną dziewczyną, zabierz na milongę kogoś znajomego, będzie Ci raźniej przesiedzieć cały wieczór przy stoliku. Porzuć naiwną wizję świata, która każe Ci wierzyć, że ktoś Cię poprosi: początkujący nie będzie miał śmiałości jeśli Cie nie zna, zaawansowany nawet na Ciebie nie spojrzy, przecież nie istniejesz dla niego. Ponoć są i takie, co przesiedziały siedem milong i nadal wybierają się na ósmą, więc i na taki hardcore musisz być gotowa. Skoro wylądowałaś w Warszawie i nie możesz się przeprowadzić, musisz być dajesz rady manewrować na parkiecie wśród tłumu Wymiataczy, miotających groźne spojrzenia? Nikt Cie nie poprosił? Czujesz się jak paproch, który się strząsa z ubrania? Nie załamuj się i nie rwij włosów z głowy, zamiast tego rozsiądź się wygodnie i spójrz na parkiet przez krzywe zwierciadło. Zobaczysz ilu tam pląsa zabawnych ludzi, śmiesznych w swojej nadętej pozie Rzekomo Świetnych Tangeros: tu Puchacz, tam Wystudiowana Stopa, tam Piorun, tu Dziki Cybulski, tam Tarantula, tu Czyngis Chan, tu Peryskop, tam Nadmierna Lordoza, tu Cerber i tak dalej i tak Jak już będziesz mistrzem świata w tangu pamiętaj, że kiedyś byłeś początkującyMajówka tangowa, 2009- wspomnienia dobrze jest pisać po upływie czasu, zostaje to co …może niekoniecznie najważniejsze, ale przynajmniej najbardziej się trzymaJJadę do Uroczyska z Wiesiem i Sandrą – jakie szczęście że jadę z nimi, bo sama zwątpiłabym wielokrotnie czy to właściwa droga….ostatni stromy zjazd jest więc ekscytującym urozmaiceniem (to nie ja prowadzę, jak cudnieJ), i stanowi piękne tło do wspominanej przeze mnie i W. kultowej sceny z „Plutonu. Dojeżdżamy, parkujemy – ośrodek wygląda jak pozbawiony ludzi (nie doszliśmy jeszcze do wspominania filmów s-f ale i tak wyobraźnia pracuje…..). są zaparkowane samochody, przepiękne kare konie na łące, ale ludzi nie ma… Szukamy, zaglądamy, nadsłuchujemy…ciiiiiisza…..jak znikąd pojawia się niemal bezszelestnie szefowa, meldujemy się. Pani umieszcza mnie w pokoju z Wiesiem. Na mój protest, że to nie mój mąż, pani patrzy na mnie pobłażliwie i niezrażona pokazuje, że tak stoi napisane. Mozolnie ustalamy na nowo reguły kto z po chłodnych korytarzach wyruszamy na poszukiwanie ludzi. Odnajdujemy pogrążonych w ćwiczeniach jogi i już zaczyna być normalniej. Potem obiad- na takich wyjazdach choćby nie wiem co się działo i tak punktem odniesienia wszystkiego jest obiad i śniadanie….Rozglądam się za pasztetami ( nostalgią je wspominał), ale spokojnie, to przecież obiad….I pierwsze wyjście na ćwiczebny parkiet. Podział na grupy względem zaawansowania- ku zaskoczeniu i konsternacji Kasi i Irka nikt nie zgłasza się do grupy zaawansowanej, większość nieśmiało tłoczy się pośrodku. Tym niemniej podział się dokonał, ostatni stali się pierwszymi. Pierwsze warsztaty – my spięci, prowadzący z Warszawy teżJ Wąchamy się dopiero…. Warsztaty z milongi i czujemy że jesteśmy bardzo, bardzo, bardzo…niebardzo…Z Kasią i Irkiem czujemy się już swobodniej, ale pierwszy dzień to Dzień Niepewności. Wrażenie potęgują zadomowieni longtime-tangueros którzy już pół tygodnia tu żyją i czują się jak u siebie. Wiedzą kiedy będzie pasztet, jacuzzi i trzymają buty do tanga już w sali dobrze jednak że wiedzą, pod warunkiem że zna się takiego bywalca. Dzięki takim kontaktom trafiam do jacuzzi z szampanem i truskawkami, Kasią, Irkiem i boskim Mateuszem (jaka szkoda, że z powodu krótkowzroczności dowiaduję się o tym dopiero ze zdjęć) i kompletem uroczych pańJ Wydarzeniu towarzyszy sesja zdjęciowa, są emocje, potem gdy adrenalina opada, przychodzi świadomość tego jak bardzo jest zimno na zewnątrz. Ukrywanie się w jacuzzi nie pomaga bo z racji tego, że jestem dużą kobietą, zawsze jakiś kawałek mnie jest ponad powierzchnią…Wojtek wspaniałomyślnie ofiarowuje mi swój szlafroczek, na co słyszę autentycznie zaniepokojony głos Eli: „Ależ on się przeziębi!”Czuje że stąpam po krawędzi ale postanawiam uszanować rycerski gest i czmycham w Wojtkowym milonga. Moja pierwsza taka duża i z pompą. Tyle wspaniale tańczących, zwłaszcza wiele wspaniale tańczących kobiet. Siedzimy więc jak trusie, choć jak to później w nocy mówi Beata: „Na tej milondze to ja bym nawet z wiaderkiem zatańczyła”.A potem nastał dzień kolejny, a dla nas Drugi i to był dzień narastającego więc zasłonę bardziej że po nim nastąpił Dzień Sobotniego Odrodzenia gdy wszystko zaczęło wychodzić, dzień upływał na wylegiwaniu się na słońcu, grze w Mafię (kto nie grał niech żałuje), czytaniu sprośnych kawałków naszych wieszczów i radosnej pracy na warsztatach. To wtedy pobiłam życiowy rekord (kto wie, czy nie został już ustanowiony na stałe) w ilości wytańczonych kanapekJ. Przez pół minuty na zakończenie warsztatów z Kasią i Mateuszem dane mi było podczas ćwiczenia poczuć na czym polega Magia Mateuszowego Ujęcia (potem rozumiałam co to może znaczyć dla kobiety zatańczyć z nim, gdy potem już choćby potop….). Milonga znowu piękna, pięknie tańczona, pięknie obuta. Oj, Kopciuszek by się tu nie przebił ino z pięknym liczkiemJDane mi było tańczyć z Januszem który sprawiał że każda tańcząca z nim kobieta piękniała i czuła się jak królowa, udało mi się poznać autora 8 kroków tanga, poznałam skromną i mądrą Monikę, zauroczyłam się tym jak tańczy Edi, a tango….tango okazało się znowu nieodkryte…UROCZYSKO – niezwykłe miejsce, niezwykli ludzie - relacja Bożeny z Tangowego Babiego Lata 2009gdzie kąpiel w jacuzzi bierze się przy świetle gwiazd i księżyca, delektując się dobrze schłodzonym szampanem, poddając rozkoszy masażu stóp przez partnera… , a tango tańczy się do 4 rano, nawet przy muzyce z telefonu komórkowego – to miejsce, gdzie kobiety są wielbione i wszystkie są piękne i pięknie tańczą, (nawet, jeśli czasem depczą partnerowi po palcach ).To magia miejsca, magia ludzi, którzy są gospodarzami i tu cudowny zwyczaj (niestety, w Warszawie zupełnie nieznany), że tańczą wszyscy ze wszystkimi ! Również nauczyciele nie wstydzą się poprosić do tańca zupełne nowicjuszki na milongach nie ma kobiet siedzących cały wieczór w kącie – tu tańczą wszystkie, również z tymi najlepszymi – to miejsce, w którym króluje Kasia ze swoją olśniewającą urodą i szelmowskim błyskiem w oczach, prześlicznie tańcząca, bez cienia zarozumiałości, i Irek, przy którym czułam się bardzo bezpieczna i na swoim miejscu, mimo niewielkich jeszcze spokój, opanowanie i czujna uwaga na każdy nasz krok, gotowość do natychmiastowej pomocy w opanowaniu trudniejszej figury, pomogły mi przełamać zahamowania i cieszyć się tańcem bez stresu!Uroczysko to nie tylko tango. To również wypady do teatru, nauka wspaniałego tańca Chacarera, śpiewy przy ognisku, wedrówki do sklepu po wino… Od kiedy na Blautango zobaczyłam informację o Tangowym Babim Lecie, wiedziałam, że muszę tam pojechać!Zaczęło się namawianie moich tangowych partnerów na wspólny wyjazd. Cóż: jeden nie mógł, drugi nie chciał, trzeciemu było za daleko…Teraz jestem im wdzięczna, ze pojechałam sama. To dzięki Adasiowi z Wrocławia (zawsze uśmiechnięty, świeży, pachnący i pilny) poznałam smak nauki tanga z partnerem, który nie traktuje każdej mojej „wpadki” jak zniewagi osobistej! – już nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z tym czarownym miejscem i jego niezwykłymi gospodarzami i wspaniałymi zwykle, nie mam partnera, ale już Kasi w tym głowa, żebym miała z kim doskonalić moje umiejętności w Kliczkowie okiem DorotyDawno, dawno…. trzy milongi temu byliśmy w Kliczkowskim Zamczysku. Jechaliśmy przez lasy i knieje i przez mgłę przeogromną i ciemność i nieużytki. I nieraz traciliśmy wiarę czy dobrze jedziemy, a wydruk z Google był nam ostatnią droga do zamku godna, piękną aleją zajechaliśmy, zamek urokliwie podświetlony ale my podwiewani zimnem po milongowych kreacjach szybko truchtaliśmy do ciepła (za to teraz spokojnie zamek na zdjęciach podziwiać możemy i tak, to rzeczywiście tak było). Ciepła, jak w prawdziwym zamczysku, raczej człowiek nie uświadczy, ale po wdrapaniu się na poddasze już się na tyle rozgrzaliśmy ze mogliśmy ściągnąć kurtki i olbrzymia, my dostaliśmy stolik ze skraja, tuz przy barmanie. Stolik właściwym określeniem nie jest bo zasiedliśmy przy olbrzymiej połaci białego obrusa, który sprawiał, że konwersacja z sąsiadem z przeciwka jedynie na niewerbalnych sygnałach się mogła opierać. Wielka, biała płaszczyzna obrusu stworzona wprost była pod wielką konsumpcję, obok właśnie Niemcy na swoich stołach zaczęli wieczerzać, a my się z niepokojem rozglądać. Wielką sale zajmowały wielkie stoły, parkiet owszem był, ale muzyki ani wiedzieliśmy ze będzie…ale kiedy..?Tym bardziej że człowiek trochę przegłodzony, zwarty, gotowy- no jak na milongę….I wreszcie zagrali. I na parkiet pusty i dziewiczy ruszył jako pierwszy nasz, już prawie zupełnie nasz Roberto z Kasią. Buty Roberto a`la Chicago rasowo gładziły podłogę (widać je nawet na najciemniejszych zdjęciach), potem więcej naszych: Kasia z Irkiem, Wojtek z Iwoną, Ewa z Kubą….Parkiet okazał się dla nas szczęśliwy i w sensie dosłownym (żadnych strat w ludziach) i metaforycznym- oj działo się, działo…Oprócz cudnych tang z tymi, z którymi lubimy tańczyć, Kasia, Iwonka i Joasia tańczyły z Boskim Leandro (ale powiedziały że jeszcze będą potem dalej tańczyć…), ja straciłam przedtangową niewinność z obcym Niemcem co go sama oczami poprosiłam….(czy to ja narzekałam na regafie na cabaceo ?:-))))))Potem był powrót i chwała Wojtkowi że nas dowiózł w jednym kawałku (tzn każdego z nas w jednym osobnym kawałku…bo my mimo dzielnych zapewnień że będziemy z nim czuwać a nawet dbać o to żeby nie zasypiał, przebijałyśmy się przez zaporę snu tylko niekiedy….gdy tymczasem mgła jeszcze większa była(aż się wierzyć nie chce…) a autostrada jeszcze dłuższa….Teraz oglądamy zdjęcia i czekamy z nadzieją co tangowa przyszłość przyniesie…J))Dorota 2009Czy tango to taniec słowiański, rodem spod Kruszwicy?Nie wszyscy jednak są przekonani, że to Argentyna jest matką tanga. Otóż pewien polski anonimowy poeta w swym poemacie (notabene będącym żartobliwą przeróbką „Pana Tadeusza”) udowadnia, że tango jest tańcem słowiańskim, mającym swe korzenie w Polsce. Tańczono go ponoć już w odległych czasach w naszej Ojczyźnie. A dowód macie poniżej. Przytaczam tekst tego poematu.„Już i tańce czas zacząć, Sędzia głową skinął i rzekł: „Maestro, TANGO ARGENTINO”, Lecz tu Podkomorzy ostro się sprzeciwił, mówiąc: „ No Imć Sędzio, młodym bym się nie dziwił, że mogą nie pamiętać, iż Argentyńczycy, przechwycili ten taniec rodem spod KRUSZWICY. Jest to pląs prasłowiański, zwany TAN GONIONY, Z czego powstał skrót TANGON niecnie zagrabiony. Dzisiaj pod nazwą TANGO robi znów furorę, niemniej trzeba pamiętać, iż jest on wytworem naszej sztuki tanecznej, naszego folkloru, wyrazem animuszu, krzepy i wigoru, Których to cech Słowianom nie skąpi natura. Tak więc tango argentyńskie to karykatura tego, co my tańczymy”. Tu skłonił się Zosi, wąsa podkręcając, do tańca poprosił. Natenczas Wojski ujął na szelkach wiszący akordeon ogromny, pozłocisty, lśniący I zaczął palcami przebierać klawisze, po chwili palce odjął, poprosił o ciszę, Zażądał jeszcze wódki, poszeptał coś w stadzie, wypił, przekąsił, zapowiedział: „Jadziem„ I zagrał. Podkomorzy rzucił się ku Damie, przygarnął ją ku sobie, w bok wykręcił ramię. Ująwszy w swej garści drobną dłoń partnerki, ruch jej nadał podobny dziobania siekierki. Chcąc w ten sposób tak złapać, by nie zmylić kroku raz w dół, raz w górę; patrząc na to z boku, Rzekłbyś, że drwal się zmaga z sękatym polanem „Poznaję - woła Hrabia – to TANGO RĄBANE”! I ruszyli, dwa ciała górą ciasno zwarte, jęły się kolebać w rytmie na trzy czwarte. Wnet i nogi w ruch poszły, tancerz to nie lada, już pomyka, już płynie, już sunie w lansadach, A to krok skraca, a to krok wydłuża, już sunie po przekątnej jak wiosenna burza. W ślad za nim na wietrze łopocą onucki, on zgiąwszy nogi w pałąk i przysiadłszy w kucki, Obraca się i fryga, po czym w nagłym skręcie, takiego tnie hołupca, że wszyscy w zamęcie rozpierzchli się w panice, chowając pod ścianę „Poznaję – rzekł Gerwazy - to TANGO KICANE”. A tancerz krok wydłuża, a potem znów skraca, Odbija się i w górę wystrzela jak raca. Wykręca piruety, sadzi koperczaki, odbija się znów w górę, pada na czworaki I próbuje się podnieść, wspierając o biurko, „Poznaję – rzekł Protazy – to TANGO Z PODPÓRKĄ”. A Sędzia zwabiony widokiem niezwykłym , Spojrzawszy tancerzowi w twarz o barwie ćwikły, Rzekł: „Nie było tancerzów równych jego rangą, oto odszedł ostatni, co tak tańczył TANGO.”I cóż, chyba już nikt nie ma wątpliwości co do pochodzenia tanga. Tango to taniec słowiański rodem spod Kruszwicy. Wszak wszystko co polskie, to najlepsze, każdy Wam to z małżonką Hanną pozdrawiam Waszmościów z należną Im atencjąStefan Zdzisław Żółtowskitekst z kwartalnika Związku Rodu ŻółtowskichLista dialogowa niemieckich wypowiedzi z filmu "Kozetka i milonga na zamku w Kliczkowie" - przetłumaczona przez Magdę 1- Nie trzeba rozmawiać.. . tak.. Uczucie przychodzi. Para 2- Całym centrum jest kobieta, która pięknie stoi i pięknie się porusza. Która promienieje i jest w tym taka kobieca. To jest piękne. Para 3- To jest tak: jak się zatańczyło specjalny rodzaj Tanga z kobietą, to nie trzeba się z nią już przespać. Partnerka Reinera- Nigdy nie wiadomo, co powstanie, co może powstać. Jest to bezpośrednie a moment ten przeżywa się w 100%. Muszę być obecna całą sobą. Moją duszą, moim sercem. Para 3- Uczymy siebie w całkiem inny sposób. Trzeba naprawdę z poświęceniem zwracać uwagę na tą drugą osobę. Leandro- Dla mnie jest to sposób na życie. Ono jest prawdą, komunikacją prawdy, językiem, również tańcem. Jest tego tak wiele, że nie mogę dokładnie powiedzieć co to jest Tango. Para 2- Ja muszę prowadzić i dać jej czas. Dać jej czas aby mogła wykonać swoje kroki. Wyrazić swoje emocje. Para 2- Jest taki moment gdzie zamykamy oczy, oddajemy się, tulimy się. Co ty sądzisz (zwraca się do partnerki)? Para 1- (M) Jest to sztuka dogadania się we (K) To jest trudne dla mnie do powiedzenia. To są zawsze tylko takie frazy (puste słowa) – we dwoje, rozkoszować się tym – może jeszcze tak daleko nie (M) Pracujemy nad tym. Para 2- (M) Dla nas jest to centralnym punktem naszego życia. Prawda Erika? Lubimy tańczyć Tango. Pozyskuje się też przyjaciół. Bardzo miłych znajomych. To było też naszym powodem. Para 3- (M) Nie można tu się przebić jakimiś trikami (oszustwem). Trzeba dawać naprawdę wyraźne (K) To mi się teraz podoba (odnośnie wypowiedzi panaJ)- (M) Wbrew temu wychowaniu na „Softy” . Ma to też wpływ na realne (K) DokładniePartnerka Reinera- Na pewno jest to zmysłowe. Na pewno łączy wiele ludzi i kultur i nie trzeba znać języka tej drugiej osoby, aby się - grzeszny taniec dla zbłąkanych dusz2009-10-05 18:27, aktualizacja: 2009-10-06 22:22:51Sto lat temu tango zagościło na europejskich salonach. Rozbudziło ukryte namiętności, wznieciło ogień w sercach kochanków, zafascynowało i oburzyło. Tak jest do dzisiaj. Na czym polega magia tego tańca?Tango to taniec ulicy. Jego nazwa pochodzi od słów "cum - tan - go". Tak śpiewali afrykańscy niewolnicy, tańcząc w rytm bębnów Candombe na ulicach Ameryki Południowej. Zresztą definicja tanga dokładnie tłumaczy jego pochodzenie. Jest to "zebranie nowo przybyłych murzynów afrykańskiego pochodzenia, w czasie którego tańczy się w rytm bębnów i pałek". W XVIII wieku tango przeniosło się z ulic Argentyny do miejscowych spelun i domów publicznych. Od początku znalazło swoich zwolenników i zagorzałych przeciwników. Namiętności i dramaty na parkiecie były czymś nowym i nieprzyzwoitym, jak na tamte czasy. Dlatego tango wzbudziło niepokój wśród salonowych gości. Tańczono je wszędzie, choć bulwersowało. Obawiano się demoralizacji społeczeństwa, głoszono sodomę i gomorę. Pius X potępił taniec, uznając go za obrzęd grzeszników. Sprzeczny charakter tanga odczuwalny był na każdym kroku. Może dlatego taniec ten, zyskał sobie tak ogromną popularność. Pół wieku później namiętne dźwięki i erotyczne akcenty trafiły do Europy. W 1910 do Francji przyjechał Ricardo Güiraldes, aby zatańczyć tango na oczach paryskich dostojników. Od razu "grzeszny" taniec zyskał sobie popularność i akceptację na europejskich salonach. Od tej pory nic nie mogło powstrzymać fali namiętności i fascynacji, która zalała serca Europejczyków. Wszystko dlatego, że tango to taniec pełen emocji. Jest on przede wszystkim kłótnią kochanków. Można sobie pokrzyczeć, wyładować złość a nawet rozstać się. Ale można też zatańczyć. Ponieważ taniec jest najlepszym sposobem na rozładowanie emocji. A w tangu od ich nadmiaru aż iskrzy. Przesycony erotyzmem, dominacją i namiętnością taniec, elektryzuje partnerów bez względu na wiek, stopień zażyłości, czy status społeczny. Tango to pionowy wyraz poziomych pragnień. Trzy minut pojedynku kobiety i mężczyzny staje się dla partnerów wiecznością. Tango jest wewnętrzną walką. Chciałeś/aś kiedyś uciec, ale coś cię zatrzymywało? Takie właśnie jest tango. To głęboki wir tęsknoty i odwieczna potrzeba Polsce tango pojawiło się w roku 1913. Lucyna Messal i Józef Redo po raz pierwszy zatańczyli je w spektaklu "Targ na dziewczęta". To był początek polskiej mody na tango. Później w naszym kraju zorganizowano pierwsze milongi, czyli tangowe spotkania taneczne. Ta najpopularniejsza odmiana tanga, szybko znalazła pierwszych pasjonatów. Dziś Warszawa, Wrocław, Kraków i Katowice to prawdziwe centra tanga argentyńskiego. Ale do tanga trzeba dojrzeć. Na ogólnopolskich milongach średnia wieku wynosi 40 lat. To dlatego, że każdy krok tanga trzeba przemyśleć i poukładać. A to nie jest łatwe. Nauka tańca namiętności wymaga wysiłku, cierpliwości i świadomości ciała oraz umysłu. Jednak liczba zainteresowanych kursami tańca wzrasta, bo tango pozwala, aby przez milczenie podzielić się swoimi troskami. Na milongi przychodzą osoby, które się nie znają, nic o sobie nie wiedzą. Ale przełamują swoje opory, przywierają do siebie ciałami i uważnie stawiają pierwsze wspólne kroki. Emocja jak żadna inna. Tango to grzeszny, cielesny, namiętny taniec. Ale jest ukojeniem dla zbłąkanych dusz. Miłość i nienawiść, radość i smutek, szczęście i dramat. Takie właśnie jest tango. Kiedy poszłam na kurs tańca, bliskość, jakiej wymaga ten taniec była dla mnie przestrzenią nie do przebycia. Po kilku miesiącach tango stało się lekiem na całe zło. Joanna OrełŹródła: pochodzi z : Prawdziwego MężczyznyArtykuł ze strony "Złotej Milongi" w WarszawieW miesięczniku firmy Wittchen zajmującej się sprzedażą wyrobów skórzanych ukazał się tekst Agustina Egurroli - zaskakująco lekko napisany i dobrze oddający ducha tanga, choć i jego autoromi nie udało się w pełni ustrzec przed niektórymi złudzeniami i iluzjami drukujemy jego fragmenty (pełny tekst można znaleźć w Złotej):"Tango to nie jest taniec dla chłopców, ale dla dojrzałych mężcyzn. Kiedy miałem okazję być na milondze w Buenos Aires, ku mojemu zdumieniu to starszy pan po siedemdziesiątce cieszył sie największym powodzeniem wśród kobiet. Każda z obecnych marzyła, by z nim zatańczyć. A w tańcu - przytulone policzkiem, z zamkniętymi ocami - przenosiły się dzięki niemu w inny świat. Sam nie uwierzyłbym w taką historię, gdyby nie fakt, że rozegrała się na moich tancerzy tanga nie poznaje się po tym, że potrafią wykonać skomplikowaną i efektowną choreografię, ale po tym, że są w stanie zatańczyć z nieznajomą kobietą. Ten, który umie tańczyć tango, musi być nie tylko perfekcjonistą, ale również facetem z krwi i kości, potrafiącym wsłuchać się w ciało partnerki i jej potrzeby. Dlatego prawdziwy tangero to dla mnie ideał mężczyny. On swoim zachowaniem nie manifestuje własnej siły i męskości, bo jest ich absolutnie świadom. Koncentruje się na tym, żeby tańcząca z nim kobieta rozumiała go i podążała za każdym jego krokiem. Zawsze wydawało mi się, że to technika, szybkość i efektowne figury stanowią w tańcu to coś, dzięki czemu można wzbudzić podziw i fascynację. A jednak myliłem się. Na argentyńskiej milondze zobaczyłem, że kobietom najbardziej podoba się bezpieczeństwo, które daje im dojrzały partner. To on odgrywa rolę kluczową. I choć znamy słowa przeboju "bo do tanga trzeba dwojga", to partner kreuje w tangu ruch pary, narzuca tempo i kierunek. Tancerka podąża za nim, posłuszna jego decyzjom, dodając do ruchu swój seksapil i żadnym innym tańcu kobieta nie jest tak wsłuchana w partnera. W tym tkwi wyjątkowość tanga - absolutna harmonia, nie tylko ludzi, ale także ruchu i oddechów. Która kobieta nie pragnie znaleźć się w ramionach szarmanckiego mężczyzny, wiedząc, że on się nią zaopiekuje, ale też pozostawi przestrzeń dla jej własnej realizacji? Która nie pragnie miłości i namiętności w tańcu? Który zaś mężczyzna nie marzy o tym, by dać to wszystko swojej ukochanej? W tangu tancerze tworzą silną, niemalże metafizyczną więź, ponieważ pragną tego samego - zatracić się w miłości. Nie muszą przed sobą grać i udawać. Mają wspólny cel - przeżyć coś pięknego i niepowtarzalnego. Są jak w transie, który może ciągnąć się przez kilka kolejnych tańców, a czasami trwać całą noc albo nawet lata. Bo tańczenia tanga dla wielu staje się całym życiem. Myślę jednak, że prawdziwe namiętne tango może się zdarzyć tylko w Buenos Aires, gdzie do dziś zachowało swoją odmienność i niepowtarzalny od momentu powstania miało erotyczne zabarwienie, co okryło je złą sławą. Wyrosło na ulicach Buenos Aires i Montevideo w XVIII wieku, gdzie tańczyli je marynarze i robotnicy w spelunkach i domach publicznych, chcąc dać upust swoim namiętnościom i żądzom. Uważane za taniec nadmiernie zmysłowy i wyuzdany, na europejskie salony trafiło dopiero na początku XX wieku. Wywołało zagorzałą dyskusję, w której zabrał głos sam papież Pius X, uznając tango za nieprzyzwoite. Stary Kontynent nie był gotowy na taki przełom. Tak jak w przypadku innych tańców, które trafiły do Europy z Ameryki Łacińskiej, próbowano ustandaryzować rytm, muzykę i figury tanga, aby wprowadzić je na salony. Oryginalną wersję tańca znamy pod nazwą tanga i wiele mówiący o tangu jest sposób, w jaki ludzie, w szczególności w Argentynie,zapraszają się do tańca. Nie ma tu żadnych słów ani próśb. Jest tylko spojrzenie. Jeżeli przez dłuższy czas partnerzy patrzą w swoją stronę - jest to sygnał, że chcieliby się poznać. Później następuje już jedynie lekkie skinienie głową i za chwilę wtuleni w siebie suną po powinien choć raz w życiu zatańczyć swoje tango, które przyniesie mu radość, spełnienie i pozwoli wyrazić pragnienia i tęsknoty, o których często wstydzimy się mówić. A panom w szczególności życzyłbym, żeby w wieku siedemdziesięciu lat ustawiała się do nich kolejka kobiet, pragnących ruszyć z nimi do tańca."
Join others and track this song Scrobble, find and rediscover music with a account Do you know a YouTube video for this track? Add a video Do you know a YouTube video for this track? Add a video About This Artist Firma 46,454 listeners Related Tags There are multiple artists with this name: 1) Firma is a five piece Romanian group, currently consisting of Rocca (vocals, writer, producer), Robert Lama (guitars, backing vocals), Sorin (keyboards/noises), Erhan (bass) and Petra (drums). Their music represents a fusion of rock, trip-hop and blues, with traces of jazz and funk, a revolutionary combination for the Romanian musical scene. They have been active since 2001, and in 2003 they released their debut album “La Orbire”. Their musical activity also consisted in the production of several music videos (“La Orbire”, “Nimeni”, two … read more There are multiple artists with this name: 1) Firma is a five piece Romanian group, currently consisting of Rocca (vocals, writer, producer), Robert Lama (guitars, backing vocals), Sorin (k… read more There are multiple artists with this name: 1) Firma is a five piece Romanian group, currently consisting of Rocca (vocals, writer, producer), Robert Lama (guitars, backing vocals), Sorin (keyboards/noises), Erhan (bass) and Petra (drum… read more View full artist profile Similar Artists WWO 63,862 listeners View all similar artists
Gdy my podkręcamy ogrzewanie i otulamy się w kolejne warstwy ubrań, oni w strojach kąpielowych biegają po śniegu i pluskają się między kawałkami kry. Bo podobno wystarczy zaufać organizmowi. No i przetrwać pierwszy szok termiczny. Z każdą zimną kąpielą odporność wzrasta, skóra się napina, czas zwalnia. A psychika? Posłuchajcie olsztyńskich morsów, jak kontakt z lodowatą wodą wpływa na ich nastrój i samopoczucie. Zdaje się, że to najlepszy i najtańszy lek na wszelkie dolegliwości. Tylko jak znaleźć odwagę, żeby pójść ich śladem? Tekst: Beata Waś, Obraz: Joanna Barchetto Lód na wąsach, ogień w sercach Wojtek Suchowiecki/ właściciel firmy Pierwszą zimową kąpiel odchorował. Ale to był ostatni raz, kiedy użył lekarstw. Od pięciu lat jest zdrowy jak ryba, a z wiekiem przybywa mu energii. – Jak dałem się namówić na kąpiel w zimie? Miałem dosyć alergii. Przez lata nie mogłem jej zwalczyć, wiosną życie stawało się nieznośne. Słyszałem cuda o efektach zimnych kąpieli i dałem sobie ostatnią szansę – tłumaczy Wojtek Suchowiecki. Pracownicy jego firmy pytają często: skąd szef czerpie ten power? – Idźcie pobiegać, a potem wskoczcie do jeziora. To lepsze od kawy, napojów energetycznych, alkoholu czy lekarstw – odpowiada wtedy. Bo Wojtek swoje źródło endorfin i siły znalazł w sporcie. No i w zimnej wodzie. Od ponad roku jest triathlonistą i ultramaratończykiem, skończył morderczy Bieg Rzeźnika w Bieszczadach, realizuje własne pomysły biegów nocnych. Jak twierdzi, po takim wysiłku organizm najlepiej regeneruje się w niskiej temperaturze. Po sportowych weekendach zakończonych kąpielą w przeręblu, zaczyna tydzień pełen siły i energii. – Niedzielę większość z nas spędza przed telewizorem albo na obiedzie u rodziców. Z przerażeniem myślimy o poniedziałku. A można się tanio naładować energią i optymizmem na cały tydzień – zapewnia. – Tylko pierwszy raz jest trudny. Jak zaufamy naszemu organizmowi, odpłaci nam się świetną kondycją i wyglądem, zauważalnymi już od pierwszej kąpieli. Ja poczułem się jak po wyjściu z siłowni po ciężkim treningu – wszystkie mięśnie były napięte. Kolejny rok intensywnego biegania, zawodów, treningów zamykam bez kontuzji, a przydomek Rzeźnik Suchy przyległ do mnie na dobre. Mam wrażenie, że spowolniłem upływ czasu. I nie chodzi o to, aby bić rekordy wytrzymałości w zimnej wodzie, bardziej o systematyczność. Pięć-dziesięć minut raz w tygodniu sprawia podobno cuda. Choć żony i dzieci nie przekonał jeszcze do pójścia w jego ślady, każda kąpiel morsów to okazja do towarzyskich i rodzinnych spotkań przy ognisku. Zaraził i zmotywował już siostrę i kilkunastu znajomych. – Bo, choć woda zamarza nam na wąsach i włosach, w środku mamy ogień – zapewnia. – Morsy to ludzie weseli i towarzyscy, choć nie zawsze tacy byli. Zwalczenie blokady przed zimnem otwiera na nowe możliwości, odblokowuje na wszystkich płaszczyznach życia. Okazuje się, że jesteśmy silniejsi, niż nam się wydawało, a to, co było niemożliwe, z czasem przechodzi w nawyk. Oprócz tego, że przestajemy chorować, to przybywa nam optymizmu i motywacji. Nie wyobrażam sobie weekendu czy świąt bez kąpieli w jeziorze czy morzu. Mam tyle energii, że mógłbym nią obdzielić dziesięciu innych Wojtków! Niczym księżna mrozu Grażyna Dziadowicz-Kulka / psycholog W dzieciństwie uwielbiała baśń „Królowa Śniegu” Andersena. Przypomniała sobie o niej po latach, kiedy po raz kolejny trafiła do znajomego internisty z zapaleniem gardła. – Lekarz westchnął bezradnie i wypisał nietypową receptę: „przyjdź do nas na morsy” – wspomina Grażyna. Kiedy wróciła do domu, zaczęła wertować internet w poszukiwaniu informacji o leczeniu zimnem. Trafiła na historię generałowej Aleksandry Zajączkowej, która słynęła z długiego życia i niegasnącej urody. Zwana przez otoczenie „księżną mrozu”, zachowała kondycję i młodzieńczy wygląd przez ponad 90 lat dzięki kąpielom w kostkach lodu i spaniu przez cały rok przy otwartym oknie. Tak więc którejś zimowej niedzieli Grażyna wzięła strój kąpielowy, czapkę, rękawiczki i udała się nad jezioro, gdzie spotykała się grupa morsów „Iglo”. – Oddech zamarł mi z zimna po wejściu do wody. To było szok, nie mogłam wydobyć głosu. Potem chwilę pobiegałam, znowu się zanurzyłam i poczułam gorąco. Układ krwionośny pracował jak szalony: hormony, emocje, endorfiny i cała reszta mnie sięgały zenitu. Do końca dnia byłam tak nakręcona, że nie mogłam zasnąć do trzeciej w nocy. Biegałam po domu, sprzątałam, miałam ochotę wykorzystać swoją energię. Byłam szczęśliwa. Teraz wiem, że kąpiele zimowe to najlepszy sposób na wszelkie chandry, smutki i marazm. Ale nie tylko. Zniknęły też bóle stawów i infekcje. I zmora kobiet – cellulitis. – Pamiętam, że mąż dotknął mojej skóry i powiedział: ale jesteś gładka! Oglądając się w lustrze, sama nie mogłam uwierzyć: skórka pomarańczowa i wszelkie niedoskonałości po porodzie zaczęły znikać. Zafundowałam sobie naturalny lifting. Grażyna wciągnęła wielu znajomych do grupy morsów. Sama jest najlepszym przykładem na to, jak działa „krioterapia w terenie”. Rzadko korzysta ze zwolnień w pracy, nie ma katarów i problemów z gardłem. – Grupa morsów pomogła mi w ciężkich chwilach – przyznaje. – Każda kąpiel to odprężenie, pozwala zapomnieć o problemach, wzmacnia ciało i ducha. Tańczymy i śpiewamy w wodzie, wygłupiamy się jak dzieci, wesoło i zdrowo spędzamy czas w przeręblu, a potem – razem z rodzinami – przy ognisku. Kiedyś nawet latem nie mogłam wejść do wody, jak słońce schowało się za chmurę. Dziś wiem, że przez wiele lat przegrzewałam się, co osłabiało mój system immunologiczny. Zimno jest zbawienne zarówno na psyche, jak i somę. Więc ogrzewanie w domu włączam dopiero, jak przyjdą mrozy. I nie ubieram kurtki puchowej z początkiem jesieni. Wsłuchuję się w organizm, który najlepiej wie, czego potrzebuję – świeżego powietrza, ruchu i odrobiny szaleństwa w zimnej wodzie. Apetyt na życie Stanisław Pukis / przedsiębiorca Zimny prysznic o szóstej rano pobudza lepiej i dłużej niż kawa – to jedno z jego odkryć. Odkąd 10 lat temu wszedł do jeziora w środku zimy, jego życie nabrało rozpędu. A także jego rodziny, bo na kąpiel w przeręblu namówił żonę, córkę, wnuka, wnuczkę i dwóch kandydatów na zięciów. – Przed laty przyglądałem się morsom podczas niedzielnych spacerów: szczupłym, otyłym, małym i dużym – opowiada Stanisław. – I zapytałem siebie: czemu miałbym nie dać rady? I dałem. Odporność znacznie się poprawiła, energii przybyło, więc zacząłem namawiać rodzinę. Nad jezioro zabrałem nawet sześcioletniego chorowitego wnuka, świeżo po przeziębieniu. Myślałem, że przez następny tydzień za karę będę go doglądał w chorobie. Ale nie dość, że nie zaliczył kolejnego przeziębienia, to polubił zimne kąpiele. Dzisiaj biega boso po śniegu. Staszek na co dzień prowadzi firmę recyklingową. W niedzielę bierze piłę spalinową i rusza do Kortowa wycinać przerębel. Grupa morsów przychodzących nad tutejsze jezioro z roku na rok powiększa się. Bo kto raz wejdzie do zimnej wody, zazwyczaj łapie bakcyla. Im niższa temperatura powietrza tym, podobno, większa frajda. Na efekty kąpieli nie trzeba długo czekać. – Żona, choć zarzekała się, że to zabawa nie dla niej, nim się obejrzała, stała po pas w wodzie. Ma więcej energii niż niejedna młoda dziewczyna. Tańczy zumbę, jest nagradzaną cheerleaderką. Mimo że oboje dawno przekroczyliśmy sześćdziesiątkę, nie czujemy wieku – przyznaje. Dom Staszka zdobią dyplomy i certyfikaty za odwagę przyznawane na zlotach morsów. Dwukrotnie przyczynił się do wpisu w księdze Guinessa. Kilka lat temu w Mielnie, a w ub. roku w Kołobrzegu, ustanowiono rekord największej liczby osób – 1400 – kąpiących się zimą w Bałtyku. – Każde wejście do wody to kupa śmiechu, wrzasku i śpiewów. Mamy duży dystans do siebie, więc jest ubaw, kiedy zarosty mężczyzn pokrywają się szronem. Niektórzy z nas po wyjściu z wody wyglądają jak niedźwiedzie. Ale niegroźne. Zwłaszcza panie mogą czuć się z nami bezpiecznie w zimnej wodzie. Wszystkie mięśnie mamy napięte, poza jednym”¦ I to najbardziej przeraża młodych mężczyzn, którzy zaczynają przygodę z morsowaniem. Pocieszamy ich, że to chwilowa dysfunkcja. Największy wróg morsów to wiatr – potrafi odebrać całą radość rozgrzewki i kąpieli. A poza tym nie boją się niczego. – Ostatnio próbuję pokonać inną barierę: zanurkować pod taflą lodu na jeziorze – mówi. – Morsowanie sprawiło, że otworzyłem się na nowe wyzwania, wyzwoliłem swój potencjał. I im jestem starszy, tym większy mam apetyt na życie. Mogę przestawiać góry Barbara Kuśnirek / urzędnik Praca w biurze niby spokojna, ale po ośmiu godzinach w przegrzanych pomieszczeniach nietrudno o infekcję. Basia przez trzy lata dojrzewała do kontrowersyjnej lodowej kuracji na odporność, polecanej przez koleżankę. Wreszcie, przygotowana psychicznie na szok termiczny, pojawiła się w listopadzie na plaży. Wskoczyła do wody i”¦ rozczarowała się. Bo woda wcale nie taka zimna, a przeżycie wcale nie takie ekstremalne, jak sobie przez lata wyobrażała. Za to po powrocie do domu nie wiedziała, za co się złapać – tak w niej buzowała adrenalina. Chwyciła za szpadel i odgarnęła śnieg sprzed domu. – Wszystko zaczyna się w głowie. Nie zawsze to, co sobie wyobrażamy, odzwierciedla rzeczywistość – przyznaje Basia. – Kiedy mówiłam z entuzjazmem o morsowaniu, rodzina i znajomi patrzyli na mnie pobłażliwie, nie udało mi się przekonać nikogo. Ale nie szkodzi. Ważne, że ja w swojej rutynie i codzienności znalazłam moje małe życiowe szaleństwo, odskocznię. Żeby nie powiedzieć uzależnienie. Tak więc zanim Basia ugotuje w niedzielę obiad, spotka się z rodziną i nastroi przed tygodniem pracy z petentami, ma swoje pięć minut w przeręblu. Niedzielne spotkanie morsów stało się dla niej świątecznym rytuałem. – I nie chodzi tu tylko o ucztę dla ciała, bo choć to wyda się dziwne, kąpiel zimowa to dla mnie przyjemność i odprężenie – przyznaje Barbara. – W takich temperaturach ciało prezentuje się bardziej atrakcyjnie. Obkurczone tkanki sprawiają wrażenie, jakbyśmy byli szczuplejsi o dwa numery, nie wspominając o walorach zdrowotnych. Najważniejsza jednak jest atmosfera spotkań. Po ośmiu latach kąpieli Barbara zżyła się z morsami. Wspólne rozgrzewki, kąpiel, herbata po wyjściu z wody, wymiana doświadczeń i dużo dobrego humoru łączą na dobre i na złe. – Energia i endorfiny, które się wyzwalają w niskiej temperaturze, procentują w dobrym, wesołym towarzystwie. Staliśmy się taką grupą wsparcia – tłumaczy. – To na tyle wciągające, że omijając któreś z niedzielnych spotkań, czuję się, jakbym nie odrobiła lekcji, mam poczucie winy, braku. Mój organizm i dusza ewidentnie domagają się tego. Dlaczego? Bo życie stało się bardziej kolorowe. Wyszłam poza wieloletni schemat: praca-dom, brak czasu dla siebie. Wzmocniłam organizm i psychikę. Chyba każdy z nas, żeby nie zwariować przez codzienne problemy, szuka dla siebie form rekreacji. Coś, co go zmotywuje do działania, pozwoli odnaleźć radość, polubić siebie i swoje ciało. Ja w każdą niedzielę mogę przestawiać góry, wszystkie problemy tracą na znaczeniu. Czuję się silna, zdrowa, a upływający czas jakby mniej mnie dotyczy.
Z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości magazyn "Świat Kominków" przygotował wyjątkowy projekt "Ogień Niepodległej". W numerze 2-3/2018 magazynu przedstawione zostało pozostawione przez naszych przodków dziedzictwo, w którym istotny jest ogień i związana z nim kultura. W przygotowanych przez redakcję czternastu artykułach zaprezentowanych zostało 16 muzealnych obiektów, których wnętrza były świadkami naszej historii i w których dużą rolę odgrywają piece i kominki. Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Królewski w Warszawie to symbol polskiej państwowości. Wielokrotnie dewastowany i grabiony, powstał z gruzów dzięki odwadze, męstwu i pracowitości wielu ludzi, którzy doskonale rozumieli, że ta budowla jest sercem narodu. Zamek, w znanym nam dzisiaj kształcie, powstał w dużej mierze za czasów panowania króla Stanisława Augusta, który wstąpił na tron w 1764 roku. To właśnie wtedy, na życzenie monarchy i zbiorowym wysiłkiem artystów, Dominika Merliniego, Jana Christiana Kamsetzera oraz Marcella Bacciarellego, powstał zrekonstruowany dzisiaj, wspaniały zespół klasycystycznych wnętrz. Składały się nań dwa główne apartamenty: Królewski (Sala Canaletta i Audiencjonalna, Sypialnia) i Wielki (Sala Wielka, Rycerska, Tronowa, Gabinet Marmurowy). Mieszczące się tam zrekonstruowane marmurowe, rzeźbione kominki w stylu klasycyzmu i rokoko nieco nikną, przytłoczone przepychem Zamek, obok pięknie wkomponowanych i licznie obecnych kominków, warto zwrócić uwagę na zrekonstruowane piece z XVI wieku, które znajdują się w Dawnej Izbie Królewski w Warszawie, świadek ważnych dla naszego narodu wydarzeń, powstania Szkoły Rycerskiej i Teatru Narodowego, uchwalenia Konstytucji 3 Maja czy podpisania Konstytucji Kwietniowej, przetrwał w myślach i sercach Polaków, i teraz jest pomnikiem naszej historii i kultury. Tekst: Joanna Dziewięcka-Oroń , Zdjęcia: Marta Zionkowska Pełna wersja artykułu w numerze 2-3/2018 "Świata Kominków". Do odwiedzenia Zamku Królewskiego w Warszawie zapraszają Marek Bal z małżonką Alicją, właściciele firmy KratkiZamek Królewski w WarszawiePlac Zamkowy 4, 00-277 Warszawatel. zrealizowany przez magazyn polecają: Ogólnopolskie Stowarzyszenie "Kominki Polskie", Cech Zdunów Polskich, Małopolski Cech Zdunów i Zawodów Pokrewnych
Lyrics Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia Z dedykacją dla ulicy cała siła w nas drzemie Reprezentuje podziemie mówiąc o dziurach w systemie Walka o szczęście walka o zdrowie Walka o miłość będę walczył moim słowem Nawet kiedy będę w grobie niech zapłonie duszy ogień To jest bracie żywy ogień Ja puszczam przesłanie w obieg A ty walcz o zasady Reprezentuj tag ulicy Swą postawą Swoim gestem Swoim słowem Całe życie Od słabo tlącego żaru odpalam ogień prawdy Niczym tłumy z pochodniami ulice od kłamstwa zbawmy Chociaż życie ściska skronie ogień w sercu dalej płonie Tadek szczery głos ulicy do bitu na mikrofonie Bądź w porządku całym sercem żeby wszyscy to widzieli Ogień zasad w sercu noś i nie tylko od niedzieli Z tego ognia rozpal Wielkie jasne płomienie nadziei Niech na szlaku twego życia Ona drogę ci oświetli Teraz ogień razem z nami Ku lepszemu dla nas wszystkich Z ogniem w sercu z zasadami Osiągniesz więcej niż myślisz I u schyłku twego życia Jak spojrzysz na swą historie Będziesz mógł być dumny z siebie A nie wstydzić się pokornie To będzie długa walka O ogień z ogniem w ręku Jak przegrasz sam ze sobą To dalej pójdziesz po ciemku To jest przekaz prosto z serca A nie jakaś ściema bokiem Teraz wszyscy co chcą żyć naprawdę Do ataku ogień Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia Firma i Aifam Żywy ogień płonie płynie z krwią do naszych serc Płoną z nim ulice w całym kraju w wzdłuż i w szerz Dobrym ludziom daje ciepło a lamusom niesie śmierć Sam dobrze wiesz czy czekała by cię męka Gdyby twój los leżał tylko w naszych rękach W porządku być i żyć w zgodzie z samym sobą Jeśli twój ziomek ma problem to nieś mu kurwa pomoc Żywy ogień rozstąpcie się podziemia W pokłonie każdego Co tego zdania nie podziela Nie ma w nas zawiści Obca nam gadka nieszczera Jeśli masz odwrotek kurwa To do widzenia Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia Żywy ogień w naszych sercach To podkręca to napędza Nasza siła nasz potencjał To ulicy jest energia
firma ogien w sercach tekst