Tekst piosenki Maryla Rodowicz – Gdy piosenka szła do wojska. Ach czemu wiatr od świtu śpiewa, Dlaczegóż to po lasach nucą drzewa? Piosenka w długą drogę rusza raz i dwa! Piosenka przed komisją stanie, bo ma do wojska powołanie, do wojska powołanie wielkie ona ma! Tam za nią wezmą się lekarze. I tam dopiero się okaże. Dry - TEDE zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Dry. biały miś bez przekleństw - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. a un do wojska był przynależniony a Bilet do wojska - Baciary "Kiedy bilet do wojska dostałem Ty płakałaś i mówiłaś tak Przyrzekałaś, że będziesz czekała I że nic nie rozłączy już nas Kiedy z domu do wojska ruszałem Nie wiedziałem, że tak zmieni się Chociaż byłem" Toto Hongkong 26 Oktober 2021 - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. TVP 112.00 Wiadomości12.10 Program dnia12.15 "Gliniarz i prokurator" (7) - serial kryminalny prod. USA13.05 - 15.15 Jedynka na niepogodę13.10 Agnieszka Osiecka zaprasza: "Listy Śpiewające" - "A on do wojska był przynależniony"14.00 II Międzynarodowe Spotkania Muzyczne Orkiestr Wojskowych - koncert galowy, cz.214.45 Letnie MTV15.15 Kino wakacyjne: "Widget" - serial prod. USA, "Spełnione Nkotb miss you more - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. iKhbC. ąc Rozstanie (Przyszedł czas, gdy do wojska...) (aranż mireczekb) Piosenka wojskowa Ta piosenka jest dostępna tylko z iSing Plus Za mały ekran 🤷🏻‍♂️ Rozszerz okno swojej przeglądarki, aby zaśpiewać lub nagrać piosenkę Dostosuj przed zapisaniem Wczytywanie… Własne ustawienia efektu Głośność Synchronizacja wokalu Gdy wokal jest niezgrany z muzyką! Tekst piosenki: Rozstanie (Przyszedł czas, gdy do wojska...) Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Przyszedł czas gdy do wojska ruszałemTy żegnałaś mnie smutna i złaPrzyrzekałaś, że będziesz czekałaI że nic nie rozdzieli już nasPrzyrzekałaś, że będziesz czekałaI że nic nie rozdzieli już nasGdy pytałem czy będziesz czekałaBo dwa lata to długi jest czasTy ze łzami odpowiedź mi dałaśŻe i to nie rozłączy już nasTy ze łzami odpowiedź mi dałaśŻe i to nie rozłączy już nasKiedy koła pociągu ruszyłyI twa postać zniknęła we mgleMnie pozostał Twój obraz – dziewczynoI ta myśl, że Ty wciąż kochasz mnieMnie pozostał Twój obraz – dziewczynoI ta myśl, że Ty wciąż kochasz mnieTeraz w wojsku zostały wspomnieniaKtóre ranią me serce jak nóżTutaj cywil w żołnierza się zmieniaTrzeba odbyć tę służbę i jużTutaj cywil w żołnierza się zmieniaTrzeba odbyć tę służbę i już-----------------Przeminęły mi w wojsku dwa lataDo dziewczyny powracam ja swejTam zastaję innego chłopakaTłumaczyła mu, że nie zna mnieTam zastaję innego chłopakaTłumaczyła mu że nie zna mnieWięc pobiegłem ja w ciemną ulicęI łez morze wylałem ja tamNigdy nie wierz przed wojskiem dziewczynieBo po wojsku i tak zostaniesz samNigdy nie wierz przed wojskiem dziewczynieBo po wojsku i tak zostaniesz samKażda kocha, gdy jesteś tuż przy niejGdy odjedziesz innego już maNigdy nie wierz przed wojskiem dziewczynieBo po wojsku i tak zostaniesz samNigdy nie wierz przed wojskiem dziewczynieBo po wojsku i tak zostaniesz sam Brak tłumaczenia! Pobierz PDF Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Słowa: brak danych Muzyka: brak danych Rok wydania: brak danych Płyta: brak danych Ostatnio zaśpiewali Inne piosenki Piosenka wojskowa (1) 1 0 komentarzy Brak komentarzy Odpowiedzi Po Polsku, ale są fajne, lubię przynajmniej je śpiewać ;)Białe Róże, Pierwsza Brygada, Piechota,Jeśli o taki typ chodzi xd To może raper-żołnierz? Robsona sprawdź ;) #Zoey# odpowiedział(a) o 03:08 Hemp Gru 63 dni chwały, i jeszcze piosenka punkowa jak chcesz to Lao Che Godzina W dla mnie jest fajna piosenka :3 Arekassa odpowiedział(a) o 15:27 Ja osobiście lubie Tadek Firma Solo (np. Żołnierze wykleci) i FORTECA <3 (np,ochotnik, obrońcy spod Wizny,Szara piechota) :33 Uważasz, że ktoś się myli? lub W wakacje człowiek ma więcej czasu na rozmyślania. Jeśli ma. Czasem ma mniej. Do tej drugiej kategorii, obok kierowców autobusów, którzy muszą zastępować kolegów urlopujących gdzieś nad wodą i innych pracowników zastępczych, należą też publicyści i felietoniści. Gazety muszą się ukazywać codziennie, nawet gdyby wszyscy czytelnicy wyjechali na wczasy, na czele z rządem i parlamentem, gdyby polityka polska i światowa ogłosiła urlop, terroryści zrobili sobie przerwę w zamachach, słowem, gdyby nawet całkowicie i zupełnie nic się nie działo - to gazety musiałyby wychodzić. I ktoś te płachty papieru musiałby zapełniać. Kiedyś ten okres wakacyjno-urlopowy nazywano sezonem ogórkowym. Zazwyczaj dziurę wypełniały festiwale piosenki, polskiej, radzieckiej, żołnierskiej i sopockiej. Stąd wzięło się powiedzenie, że w sezonie nawet ogórek śpiewa. Trochę nam z tych czasów zostało, choć zmieniły się orientacje - zamiast radzieckiej, mamy piosenkę kresową, a zamiast żołnierskiej cygańską, czy też zgodnie z zasadami poprawności politycznej - romską. Są to zmiany w dobrym kierunku, bo osobiście wolę "Graj piękny Cyganie (Romie)" od "A on do wojska był przynależniony", a zamiast "Pust wsiegda budiet sołnce" wolę "O północy się zjawili jacyś dwa cywili" albo nawet "Czerwony pas". W każdym razie bez festiwali obejść się w sezonie nie sposób, ale festiwale nie wystarczają na zapełnienie gazet. Kiedyś pokazywały się w porze ogórkowej węże morskie, potwór z Loch Ness wychylał głowę z jeziora, pokazywał się yeti, łapano gigantyczne anakondy, Big Foot buszował w buszu, odkrywano nieznane cywilizacje, pokazywało się UFO, a w socjalizmie dodatkowo młodzież w czynie społecznym czyniła na polach żniwa i występował palący problem sznurka do snopowiązałki. Dziś nic z tych rzeczy. Trochę kosmici porobili kręgów w zbożu pod Toruniem i odlecieli na urlop na Aldebarana. I tyle. Trzeba siadać i pisać samemu, z głowy, czyli jak powiada moja żona (ale tylko o mnie) - z niczego. I tutaj zaczyna się poważny problem - co i jak pisać. Generalnie - zdradzam warsztatowe tajemnice specjalnie dla młodzieży, która marzy o zawodzie dziennikarskim, a tego jej nie powiedzą na żadnej uczelni - takie wakacyjne pisanie odbywa się na tematy, które poza sezonem nie mają szans. Pisze się o konieczności budowy kolejek wąskotorowych tam, gdzie nie ma miejsca na szerokotorowe. To temat, jaki kiedyś zaproponował Antoni Słonimski. Można pisać o roli stomatologów w projektowaniu kolejek zębatych, albo przeprowadzić w tej sprawie wywiad z dentystą, o ile, oczywiście, nie wyjechał na Malediwy. Jeden z ulubionych wakacyjnych tematów publicystycznych to udowadnianie wyższości ustroju demokratycznego nad niedemokratycznym. Ludzie, zamknięci w upał w murach miasta, piszą z rozpaczy o tym, że nie należy kraść mienia publicznego, bo przyzwoiciej jest zadowalać się prywatnym. Piszę o tym, że pokój jest dobry, a wojna jest zła. Że państwo powinno być uczciwe, w każdym razie uczciwsze od obywateli. Że w normalnym kraju potrzebna jest lewica, potrzebne jest centrum, prawica też jest potrzebna, tylko nie piszą, komu to wszystko jest potrzebne i do czego, bo w upał trudno zebrać myśli. Można w wakacje pisać o rzeczach, o których wstyd trochę pisać poza sezonem, a poza tym, kiedy kłębi się na łamach intelektualna burza w sprawach najważniejszych, o tym, czy SdPl poprze rząd Belki czy też nie poprze i co z tego wyniknie dla szewców i cholewkarzy na Dolnym Śląsku, albo co oznacza nominacja garbatego na stanowisko dyrektora departamentu prostowania kręgosłupów w Ministerstwie Zdrowia, to już na nic nie ma miejsca. Ale teraz, kiedy otwierają się wielkie możliwości i można sobie tematycznie pohulać, staje przed piszącymi - pamiętajcie o tym, drodzy Czytelnicy, otwierając gazetę w grajdole albo w górskiej kolibie - najtrudniejsza z trudnych decyzja. Jak pisać. Są w tej sprawie dwie szkoły. Jedni uważają, że trzeba się dostosować do urlopowych nastrojów i należy pisać wypoczynkowo, lekko, łatwo i przyjemnie. Utwierdzić czytelnika wypoczywającego w nastroju beztroski, poprawić mu dodatkowo humor, rozerwać, jakby gazeta to był powszechny kaowiec (dla młodszych: instruktor kulturalno-oświatowy) z dawnego FWP. Inni natomiast sądzą, że taki byczący się na trawie, nie zaganiany codziennymi obowiązkami czytelnik więcej zniesie i dlatego trzeba mu z powagą i solennością większą niż zwykle wykładać o deontologicznych aspektach istoty bytu w kontekście wyborów samorządowych na Podhalu. Ja osobiście jestem zwolennikiem tej drugiej szkoły. Latem należy pisać teksty trudne, a nawet trudniejsze niż zimą, żeby nie dopuścić do umysłowego rozleniwienia czytelników. Rozleniwiony czytelnik może się przerzucić na "SuperExpress" albo "Fakt", zaś podniecony intelektualnie wysiłkiem i sukcesem - Maniu, zdaje się, że zrozumiałem, chodzi o to, żeby się doskonalić w duchu europejskim - może wspiąć się wyżej i sięgnąć nawet po "Tygodnik Powszechny" albo "Wysokie Obcasy", dodatek dla najbardziej wyrafinowanych umysłów do "Gazety Wyborczej". Nie ja jeden jestem stanowczym orędownikiem utrudniania ludziom urlopów i niedopuszczania do praktykowania życia ułatwionego, które zwalczał jeszcze za sanacji Karol Irzykowski. Nawiasem mówiąc, "Pałubę" Irzykowskiego powinni poloniści zadawać uczniom jako lekturę wakacyjną. Najlepiej niech się dzieci uczą tego na pamięć. Będą lepiej przystosowane do udziału w życiu umysłowym elit. Moim marzeniem są wakacyjne teksty po gazetach o katastrofie ostatecznej, o upadku i klęsce, o gniciu i tyciu. O triumfie zła. O aspektach i projektach. O dopłatach rolników do Unii Europejskiej. O korzyściach, jakie dzieci mają z pedofilii. O pederastii jako ukoronowaniu demokracji przedstawicielskiej. O stosunkach i porachunkach. A o wszystkim solennie, poważnie, nawet ponuro. I tak wszyscy robią tego lata. I bardzo dobrze robią. A ja dalej będę pisał na luzie (jeśli Redaktor pozwoli), jakby to wcale nie były wakacje, tylko sam środek listopada. I znów ktoś do mnie zadzwoni do radia TOK FM, w którym mam stałą audycję (poniedziałki i piątki od 16 do 18), z Wrocławia i powie, że zaprenumerował "Dziennik", który do Wrocławia nie dociera, żeby mnie czytać. I będą czytać te wygłupy w Świnoujściu i Sopocie, a potem zrobią sobie z gazety kapelusz napoleoński, przyprawią czerwony nos na gumce, zatrąbią na papierowej trąbce pod Radą Ministrów albo pod Sejmem i wreszcie staniemy się normalnym, zdrowym społeczeństwem, które nie daje się zastraszyć polityczno-publicystycznym zombies. Bawcie się w wakacje i tak trzymać przez cały rok. I znów nastały gorące dni – „stronami deszcze stronami pogoda” – i znów ze zgryźliwością godną dwóch tetryków jak co roku powtarzam, że gorzej od kobiety w spodniach wygląda tylko mężczyzna w spodniach. mój pogląd zawsze kładł się cieniem na podziwie, jakim całe życie darzę cywilizację brytyjską: oficer, który nosi spodnie do kolan, nie może budzić szacunku, więc nic dziwnego, że Wielka Brytania straciła propos oficerów: jednak bardziej od kwestii estetycznych zajmują mnie w tej chwili kwestie etyczne. Czytam prasę, słucham informacji w radiu, czasem nawet nastawiam telewizor i coraz bardziej dręczy mnie pytanie natury, rzekłbym, fundamentalnej: czy ja się jeszcze do czegoś przydam w nadchodzącej wojnie?Jestem w wieku, jak mawiają dowcipnisie, poborowym, czyli że takich jak ja prędzej cholera weźmie niż armia. Zwłaszcza że na zdrowiu podupadam. Ale z drugiej strony, w przeciwieństwie do takiej, na przykład, Marii Peszek, chciałbym spełnić patriotyczny obowiązek. Jeśli nie na pierwszej linii frontu i do krwi ostatniej, to bodaj gdzieś w sztabie. W niezapomnianym wodewilu Królowa przedmieścia występuje pisarz gminny Majcherek; może ja mógłbym zostać pisarzem – sztabowym? Do tego chyba nie trzeba być sztabskapitanem, szczególnie że – jak pisał klasyk – skoro Boga nie ma, to cóż ze mnie za sztabskapitan…Z Bogiem czy bez Boga, muszę w tym miejscu ze wstydem wyznać, że nie mam żadnego stopnia wojskowego. Grzechy młodości. Gdy jakieś pięćdziesiąt lat temu zaczynałem rozmyślać nad swoją przyszłością, pod uwagę brałem nie tyle to, kim chcę zostać, ile to, czy zostanie kimkolwiek będzie się wiązać z koniecznością odbycia służby wojskowej. Nie mówimy o zasadniczej służbie wojskowej, zasadniczo wonczas dwuletniej (w marynarce trzyletniej); mówimy o rocznym przeszkoleniu wojskowym, jakiemu w mojej ojczyźnie, Polsce Ludowej, podlegali absolwenci studiów wyższych (bodaj z wyjątkiem seminariów, ale perspektywy przyjęcia stanu kapłańskiego nie brałem pod uwagę, poza tym gdy pogarszały się stosunki państwo-Kościół, również klerycy szli w kamasze). Gdy przyszedłem na świat, moi rodzice trochę się zmartwili: chcieli mieć dziecko, a urodził im się mól książkowy. Po parunastu latach było już mniej więcej jasne, że jedyną formą aktywności, jaką przejawiam, jest czytanie książek oraz wszelkich powierzchni pokrytych literami. Nic więc dziwnego, że próby nakłonienia mnie do podjęcia po maturze studiów medycznych (marzenie matki), studiów prawniczych (marzenie ojca) lub jakichkolwiek innych studiów, dających zawód i zapewniających jakąś pozycję w życiu, spełzły na niczym. Pragnąłem studiować filologię polską, albowiem jak Jorge Luis Borges – jeden z mych faworytnych autorów – wyobrażałem sobie raj jako dziś żyję w raju… Ale filologiem nie zostałem, przynajmniej w tym sensie, że nie mam stosownych papierów. Bo filologów też brali do wojska, a ja cierpiałem na ostrą antymilitarną fobię, której zresztą nie towarzyszył ideowy pacyfizm. W przystępie rozpaczy skorzystałem z furtki, jaka nieoczekiwanie się przede mną otworzyła na parę miesięcy przed maturą. Okazało się, że istnieje twór pod nazwą Wydział Wiedzy o Teatrze, dopiero co otwarty w Szkole PWST nie obowiązywało roczne przeszkolenie wojskowe – załatwił to chyba rektor Łomnicki, który jak wiadomo był zarazem wysokim funkcjonariuszem rządzącej partii, więc miał wpływy. Nie mogło mi się trafić nic tak, ale czy w moim owładniętym przez literaturę świecie było jakieś miejsce na teatr? Owszem, jako nastolatek interesowałem się teatrem nieporównanie bardziej niż obecnie. Chodziłem do teatru dwa-trzy razy w miesiącu, co tydzień czytałem recenzje w „Kulturze”, „Literaturze”, „Życiu Literackim”, a co dwa tygodnie kupowałem „Teatr”, który z taką właśnie częstotliwością się wtedy ukazywał. Mogłem był uznać się za człowieka jako tako z teatrem obytego, zwłaszcza że i w domu rodzinnym teatr budził znaczne zainteresowanie. Pozostawała tylko jedna kwestia: czy tego obycia wystarczy, żeby dostać się na WoT, który był wtedy modny i oblężony – w 1978 roku wraz ze mną na siedemnaście miejsc usiłowało się dostać prawie dwieście się i nawet specjalnie nie żałuję, choć fachu żadnego ze studiów nie wyniosłem (bo cóż ja umiem, cóż ja wiem w porównaniu z pierwszą z brzegu teatrolożką, już nie wspominając o dramaturżce tak uczonej, jak pani AJ). Studia uczyniły też ze mnie człowieka nader nieokreślonego w sensie przynależności wojskowej, co w perspektywie nadchodzącej wojny stanowi, jako się rzekło, wojskowe – koedukacyjne – mieliśmy nad drugim i trzecim roku, w czwartki od dziewiątej do czternastej. Odbywaliśmy je wspólnie z równoległą grupą z wydziału aktorskiego, tak że mogę dziś mówić, iż na przykład Hania Śleszyńska jest moją koleżanką z wojska. Uczyli nas oficerowie z demobilu, kapitanowie, majorzy i pułkownicy – jeden z nich, pułkownik Bortkiewicz, został komisarzem wojskowym PWST po wprowadzeniu stanu wojennego. Na zajęciach rysowaliśmy jakieś mapy, analizowaliśmy strategię i taktykę wyimaginowanych kampanii, poznawaliśmy zasady udzielania pierwszej pomocy oraz ćwiczyliśmy zachowanie na wypadek ataku atomowego – dostałem dwóję, bo nie potrafiłem założyć maski gazowej. Sporo czasu przeznaczone było na ochronę dzieł sztuki podczas działań wojennych. Pamiętam dyskusję na temat ratowania obrazów z Muzeum Narodowego, a zwłaszcza dylematy związane z dziełami o ponadnormatywnych wymiarach – np. jak i gdzie ukryć Bitwę pod Grunwaldem. W efekcie szkolenia wszyscy dostaliśmy zaliczenie ze stopniem (ale nie wojskowym, niestety), a chłopaków przeniesiono do rezerwy z przydziałem: Obrona Cywilna. Koledzy aktorzy chyba nawet nie zagrali w wojennym filmie, bo przestano takowe kręcić…Jeśli nie liczyć stanu wojennego, przeżyliśmy potem trzydzieści parę lat w pokoju, urządzając się lepiej czy gorzej. Spośród moich towarzyszy i towarzyszek broni część rozpierzchła się po świecie i nie znam ich losów, ale na przykład dokonania Hanki Śleszyńskiej są powszechnie znane; Mariusz Pilawski, zwany Borysem, ma swój teatr w łódzkiej manufakturze, a Wojtek Adamczyk – Ranczo w publicznej telewizji; co do mnie, to mogę za Igą Cembrzyńską powtórzyć: „A ja mam swój intymny mały świat…”.Czy okażemy się potrzebni, gdy „Polska da nam rozkaz”, jak na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu śpiewał Adam Zwierz? Na pewno zameldujemy się na pierwsze wezwanie. Przecież ktoś te płótna Matejki musi zwinąć w rulon i gdzieś schować. to portal, którego sercem jest olbrzymi katalog biblioteczny, zawierający setki tysięcy książek zgromadzonych w krakowskich bibliotekach miejskich. To miejsce promocji wydarzeń literackich i integracji społeczności skupionej wokół działań czytelniczych. Miejsce, w którym możemy szukać, rezerwować, recenzować, polecać i oceniać książki. To społeczność ludzi, którzy kochają czytać i dyskutować o literaturze. Uprzejmie informujemy, że nasz portal zapisuje dane w pamięci Państwa przeglądarki internetowej, przy pomocy tzw. plików cookies i pokrewnych technologii. Więcej informacji o zbieranych danych znajdą Państwo w Polityce prywatności. W każdym momencie istnieje możliwość zablokowania lub usunięcia tych danych poprzez odpowiednie funkcje przeglądarki internetowej.

a on do wojska był przynależniony piosenka